Blogger Templates

October 13, 2012

Avon Little Red Dress Mascara



Pamiętacie, kiedy przy okazji recenzji SuperSHOCK wspominałam, że mam nierozpakowaną tubkę tego tuszu? Bardzo długo zwlekałam, żeby zacząć go używać. W końcu go rozpakowałam i przeżyłam mały szok. "Niby jak ja mam się pomalować tą szczoteczka?? Ona w ogóle ma jakieś rzęski, wypustki czy co tam? o.O" Taki mały zonk. A bardzo się ucieszyłam, kiedy dostałam ją w prezencie od koleżanki, ponieważ perfumy Little Black Dress należą do moich ulubionych i byłam przekonana, że w przypadku tego tuszu też będzie wow. W końcu to ta sama linia. No ale wow nie było i nie ma...




opis producenta:
Pogrubiający tusz do rzęs Little Red Dress to gwarancja widocznie pogrubionych i gęstych rzęs. Kosmetyk zdecydowanie zwiększa ich objętość i pogrubia je na całej długości i szerokości aż o 5 razy.* Efekt mocno zagęszczonych i wyraźnie grubszych rzęs gwarantuje unikalna formuła produktu, która sprawia, że tusz dokładnie otacza i rozdziela wszystkie rzęsy, również te najkrótsze. Zaletą kosmetyku jest również to, że nie skleja rzęs. Precyzyjną aplikację tuszu umożliwia elastyczna plastikowa szczoteczka o prostym kształcie. Produkt zamknięto w eleganckim, czerwonym opakowaniu. 


*Dane w oparciu o testy laboratoryjne z wykorzystaniem sztucznych rzęs.
źródło: http://www.avon.sklep.pl/towar/2948/pogrubiajcy-tusz-do-rzes-little-red-dress.html


opakowanie: elegancka solidna czerwona tubka, nie kanciasta i toporna jak w przypadku SuperSHOCK

szczoteczka: wykonana z silikonu; bardzo cienka, a co za tym idzie giętka; pokryta dużą ilością malutkich wypustek 


pojemność: 7ml

cena: niestety nie pamiętam ceny katalogowej; dostałam go od koleżanki, która jest konsultantką


ogólna ocena:
Od razu mówię, że jest to tusz, który mnie bardzo zawiódł. Producent w opisie mówi, że jest to tusz pogrubiający. Cóż - ktoś miał sporą fantazję, bo Little Red Dress wcale a wcale nie daje efektu pogrubienia. A przynajmniej u mnie. 
Tusz zapakowany jest w elegancką czerwoną tubkę. Na zdjęciach tego nie widać, ale delikatnie rozszerza się ona od dna opakowana ku zakrętce. Szczoteczka może wprawić w osłupienie i niedowierzanie. Jest malutka i cieniutka. O ile to można jakoś przeżyć, szokiem są wypustki. Jeśli można je tak nazwać. Pokrywają co prawda całą szczoteczkę, ale są tak mikroskopijnej wielkości, że po rozpakowaniu LRD myślałam, że ktoś mnie zrobił w jajo i dał mi wybrakowany tusz.  Wypustki są tak drobne, że szczoteczka sprawia wrażenie gołej. Kolor - czerń - też nie jest specjalnie wyrazisty. Przypomina raczej taką przytłumioną/przygaszoną czerń.
LRD nie pogrubia rzęs, ale je wydłuża. I bardzo ładnie rozdziela, jednocześnie nie sklejając. To chyba powód, dlaczego nie wyrzuciłam tego tuszu. Zupełnie nie nadaje się do wieczornego make up'u. Zresztą do żadnych ciemniejszych cieni (eyelinera już w ogóle), ponieważ ginie w zestawieniu z nimi. Nadaje się do subtelnego i delikatnego makijażu. Szczoteczka przez swoje specyficzne wypustki nabiera znikome ilości tuszu, więc nie oszukujmy się - efekt jest adekwatny. To, że coś jest na rzęsach widać przy drugiej, trzeciej warstwie. Jedna warstwa podkreśla, że rzęsy są gdzie powinny być.
Tusz nie osypuje się, nie tworzy grudek. Bardzo szybko zasycha, co jest problemem, kiedy chcemy położyć dodatkową warstwę. Tuszowania zajmuje trochę czasu. Żeby było widać jakiś efekt, trzeba się nieźle namachać szczoteczką.


nagie rzęsy




1 warstwa tuszu
 

2 warstwy tuszu
 




Taka mała refleksja na koniec. Jestem w dużej, czarnej... kropce ;P Nie mam tuszu (bo LRD to dla mnie nie tusz), a ja bez tuszu to jak bez prawej ręki. Niebosze... 



11 comments:

  1. Istotnie praktycznie nie widać efektu. A może spróbuj czegoś z Wibo, albo Max Factor?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tusze z Wibo się u mnie niestety nie sprawdzają. Na oku mam MaxFactor Masterpiece Max albo którąś nowość z Golden Rose.

      Delete
    2. Ja tam mogę używać jedynie wodoodpornych, dlatego doradcą pewnie jestem kiepskim w tym temacie. Może coś azjatyckiego? Missha, Baviphat? :)

      Delete
    3. Ja np. z Masterpiece nie byłam zadowolona, ale z klasyka 2000calorie to jeden z moich ulubionych tuszy.

      Delete
    4. Silverose - każda propozycja jest cenna :) Z Baviphat jeszcze nic do tej pory nie miałam. VOV mnie zainteresował, jak ostatnio robiłam rozeznanie na GM.

      Marilyn - 2000kalorii próbowałam. Jest ok, ale jakoś tak za mało jak dla mnie.

      Delete
  2. ale szczoteczka, nie wiem jak można nią cokolwiek zmalować, wyobrażam to sobie;D
    Może faktycznie MaxFactora coś, chyba w Super Pharm jest promocja.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bo to jest szczoteczka do zadań specjalnych! Idealna do wpakowania ją sobie do oka. ;P

      Delete
  3. Heh,tak to jest z Avonem. Tusz tuszowi nierówny, nawet jeśli technicznie to powinno być to samo. Obecnie jeszcze morduję Sephora Multi Action, ale polecam Max Factora Masterpiece - dla mnie złoty :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dużo pozytywnych opinii czytałam o Masterpiece, więc pewnie na nią się zdecyduję. :)

      Delete
  4. Masz zadanie do wykonania :) http://dailylifepleasures.blogspot.com/2012/10/tag-moje-blogowe-sektety.html

    ReplyDelete

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...